Na kogo głosować? Niedawno uczestniczyłem w kameralnym spotkaniu rodzinno-towarzyskim, w gronie ludzi w wieku 65+. Wszyscy uczestnicy spotkania pochodzą z różnych miast, należą do grupy światłych i myślących ludzi i posiadają wyższo wykształcenie. Można umownie przyjąć, że była to jakaś próbka przekroju społecznego grupy przyszłych wyborców. Wszyscy uczestnicy spotkania mieli wcześniej nadzieję, że opozycja anty-PiS-owska się dogada i w interesie Polski i narodu wystawi jedną listę kandydatów do Sejmu. Wtedy każdy znalazłby na tej liście kandydatów, na których mógłby ze spokojnym sumieniem zagłosować. Rzeczywistość okazała się całkiem inna. Liderzy iluś tam partii i ugrupować totalnie zignorowali głosy i oczekiwania milionów obywateli, działając według zgubnej dla opozycji zasady: „Każdy sobie rzepkę skrobie". To spowodowało, że moi rozmówcy stwierdzili, iż nie wiedzą, na kogo głosować, i prawdopodobnie na wybory nie pójdą. Nie będę powtarzał inwektyw, jakie padły na temat egoizmu, braku wyobraźni politycznej liderów oraz ocen ich postawy ignorującej głos narodu. Mnie również zadano pytanie, czy warto iść na wybory i na kogo głosować? Powiedziałem, że mimo wszystko należy pójść na wybory i bez względu na sympatie czy niechęci zagłosować na najsilniejszy, mający największe szanse zdobycia maksymalnej liczby głosów komitet wyborczy czy partię opozycyjną. Według aktualnej sytuacji jest to blok Platformy Obywatelskiej. Ja sam w swoich poglądach mam skłonności lewicowe, ale myślenie strategiczne i kierowanie się kategoriami przyszłości Polski nakazuje mi taki właśnie wybór. Na listach wyborczych do Sejmu Komitetu Platformy Obywatelskiej jest wielu uczciwych, porządnych i kompetentnych ludzi niebędących członkami tej partii. Zawsze można wybrać kogoś, do kogo mamy zaufanie i niekoniecznie osobę umieszczony na pierwszych miejscach listy. Może właśnie tacy ludzie. dzięki poparciu obywateli „przebiją się” na posłów? A liderom różnych „trzecich dróg” i im podobnych trzeba pokazać figę - jako karę za zlekceważenie głosu ludu w sprawie wspólnej listy do Sejmu. Bo jeżeli już teraz zlekceważyli sobie opinią narodu, to w przyszłości parlamentarnej nadal to będą robić. Powinniśmy za brak wyobraźni politycznej i partykularyzm skazać ich w procesie wyborczym na dalszy niebyt poetyczny. Czwartego czerwca byłem w Warszawie na manifestacji startującej z placu Na Rozdrożu. Akurat obok mnie przepychali się Kamysz i Hołownia ze swoimi działaczami. Ludzie skandowali głośno pod ich adresem hasło: „Wspólna lista”. Spuścili głowy i przyspieszyli przemarsz. Nie odezwali się do nikogo, nie odpowiedzieli w żaden sposób na głos wyborców, nie znaleźli ani chwili na porozmawianie z ludźmi, którzy jechali setki kilometrów na spotkanie z politykami. No i zrobili swoje. To my też zróbmy swoje i przenieśmy ich, w procesie głosowania, w niebyt polityczny. Podobnie zróbmy z innymi liderami, którym w procesie rozbicia jedności opozycji wcale nie chodziło o wygranie z PiS, ale o swoje interesy lub zaściankowe myślenie, że wystarczy im kilka mandatów, aby załatwić sobie ciepłe posadki posłów na Sejm. A potem? Potem może zadziała przykład Kukiza lub Bielana i ktoś zechce „kupić” ich głosy za horrendalne przywileje lub dostęp do wielkich pieniędzy z narodowego majątku? Czy można było inaczej? Zgłaszałem różnym posłom propozycje podpisania przez wszystkie ugrupowania opozycyjne porozumienia wyborczego obejmującego tylko te kierunki działania, na które wszyscy się zgadzają, zostawiając duże pole do zgłaszania inicjatyw w Sejmie przez różne partie i ugrupowania. Ale kto będzie słuchał jakiegoś „kmiotka” z prowincji? Przecież ludzie u władzy (nawet politycznej) z chwilą awansu nabywają takiej jasności umysłu, że żaden człowiek z prowincji nie będzie im proponował, co w polityce należy zrobić. ANDRZEJ KROWIAK (adres Internetowy do wiadomości redakcji) |