Nie spieszmy się z budową pomników


W pewnej wsi na Kielecczyźnie mieszkała sobie bardzo uboga wdowa, która w ciężkim mozole życia wychowywała nastoletniego chłopaka. Po zakończeniu II wojny światowej do wsi przyjechał geodeta, aby podzielić ziemię przyznaną chłopom w ramach Reformy Rolnej. Chłopak ten zgłosił się do tego geodety do noszenia tyczek, aby zarobić chociaż marny grosz i pomóc matce. W nocy przyszli z lasu Niezłomni Rycerze Niepodległej Polski, z ryngrafami Matki Boskiej na piersi – i rozstrzelali chłopaka za antypolską działalność. A on tylko nosił tyczki za geodetą. Jednocześnie partyzanci ci zrobili krwawą łaźnię chłopom, którzy ośmielili się brać ziemię z Reformy Rolnej.

W jednej ze wsi nad Sanem, który był rzeką graniczną pomiędzy terenami zajętymi w 1939 roku przez Niemców a Związkiem Radzieckim, mieszkał sobie młody mężczyzna, który umyślił sobie zostać partyzantem. Oczywiście, przez cały okres wojny, nie wystąpił ze swoimi kolegami ani razu zbrojnie przeciwko niemieckiemu okupantowi. Za to często spacerował po wsi z pistoletem zmuszając koleżanki ze szkoły do oddawania mu się seksualnie. Na przełomie 1939 i 1940 roku Niemcy wymyślili pozbycia się Żydów z kontrolowanych przez siebie obszarów (wtedy jeszcze nie było programu Holocaustu) poprzez wypychanie ich na teren Związku Radzieckiego, czyli za San. Niemiecka straż graniczna udawała, że nie widzi uciekających z Generalnego Gubernatorstwa Żydów, ale w nadrzecznych zaroślach czekał na nich, ze swoimi kolegami, nasz bohater i okradał ich z niesionych cennych rzeczy. Starzy ludzie opowiadali szeptem, że prawdopodobnie iluś tam zamordował po okradzeniu. Jak przyszła wolność, to nadal bawił się w partyzanta okradając znajomych i nieznajomych z pieniędzy i majątku. W końcu Milicja Obywatelska zastrzeliła go w obławie podczas kąpieli w Sanie, nie jako bohatera tylko zwykłego bandytę. Miejscowi zastanawiają się, czy już wpisano go jako męczennika na listę Żołnierzy Wyklętych, ponieważ chodzą słuchy, że takie starania podjął miejscowy aktyw PiS.

Na Żywiecczyźnie, zaraz po wojnie, na Hali Boraczej usadowił się duży oddział partyzancki (prawdopodobnie Narodowych Sił Zbrojnych). Dzisiaj bardzo stara kobieta była wtedy dzieckiem i mieszkała na Hali Boraczej widząc, co oni robią. A więc głównym zajęciem tego wojska było rabowanie okolicznych wsi z żywności, zamożniejszych obywateli z kosztowności. Przed małym dzieckiem chwalili się całą skrzynią biżuterii i złotych monet. Pamięta ona, jak pododdział udał się na Słowację i okradł tamtejszych górali ze stada owiec. Innym razem ukradli i zjedli dorodnego byczka zabranego gospodarzowi z sąsiedniej wsi. Spektakularnym efektem działalności wojskowej było zamordowanie dwóch niewinnych Słowaków, którzy z wojennej tułaczki szli górami do swojego domu. Potem gdzieś sobie poszli do Czechosłowacji.

Po dojściu PiS do władzy potraktowała ona pojęcie „Żołnierzy Wyklętych” jako fundament ideowy IV RP. Nie wszyscy żołnierze wyklęci byli bandytami i złodziejami. Wielu z nich powinno się traktować jako bohaterów bezsensownej i beznadziejnej walki. Ale przynajmniej coś dobrego chcieli zrobić dla Polski. PiS przygotowując koktajl nowego spojrzenia na historię celowo zmieszał bohaterów z mordercami i rabusiami. Bo jak zaliczyć takiego „Burego”, „Łupaszkę” czy chociażby kolaborującą z Niemcami Brygadę Świętokrzyską Narodowych Sił Zbrojnych do bohaterów. Skoro oni i ich podwładni mają na sumieniu zbrodnie ludobójstwa ludności cywilnej, mordowana Żydów, którzy uchowali się z Holokaustu, czy bezbronnych Białorusinów, Słowaków, Ukraińców czy Litwinów.

Podane powyżej przykłady są epizodami z okresu powojennego, prawdopodobnie nigdzie nie opisanych. Pozostały jeszcze w zakątkach pamięci ludzi starych oraz w powtarzanych opowieściach ich rodziców i dziadków. Bo na przestrzeni wielu lat nikt z kolejnych ekip władzy nie był zainteresowany dociekaniem, jak to wyglądało naprawdę – bo przecież tam na górze ustalano pryncypia polityki historycznej. A jeżeli obecnie urzędowo nagłaśniane fakty były niezgodne z rzeczywistością, tym gorzej dla rzeczywistości. Dlatego też należałoby wstrzymać się z budową i święceniem przez księży kolejnych pomników bandytów i zbrodniarzy z tamtych lat, wynoszonych na cokoły przez obecną kłamliwą władzę. Jeżeli jednak ktoś bardzo chciałby upamiętnia

historię tamtych lat, to niech ufunduje skromną tablicę nastolatkowi, którego zabito tylko dlatego, że nosił tyczki za geodetą.


Andrzej Krowiak